Na dobry początek 2016 roku wybraliśmy się z Asią i Bartoszem z overhere.eu szukać zimy w polskich górach. Jak wiecie, do tej pory pogodę mieliśmy raczej wiosenną. Na poszukiwania wybraliśmy się do Szczyrku, skąd szliśmy na Skrzyczne, 1257 m.n.p.m. Jest to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, więc punkt poszukiwań chyba całkiem niezły 🙂
Ruszyliśmy ze Szczyrku, z rana pogoda była mroźna, temperatura odczuwalna jak dla mnie to jakieś minus siedemset. Realnie było pewnie koło -10 stopni. Miasteczko nie było zaśnieżone, ale pogoda była na tyle mroźna, że było pokryte szronem.
Ze Szczyrku poszliśmy w stronę Skrzycznego szlakiem zielonym. Uwierzcie mi, że szybko można było się rozgrzać i zapomnieć o wszelkich ujemnych temperaturach. Natychmiast pochwaliłam samą siebie, że nie ubrałam grubej, narciarskiej kurtki, groziłoby to ugotowaniem się żywcem 🙂 Zaczęło też pokazywać się słońce, a my mogliśmy podziwiać widoki:
Znaleźliśmy kłodę, która porosła „futerkiem” – ślad zimy!
Dotarliśmy w końcu do miejsca, gdzie można było poczuć prawdziwą zimę – ze sztucznym śniegiem co prawda, ale liczy się klimat 🙂 Skrzyczne przygotowywane jest do sezonu narciarskiego, armatki pracowały na pełnych obrotach. Ośrodek narciarski na Skrzycznem składa się z około 12 km tras narciarskich. Nie jest to nic imponującego w porównaniu do międzynarodowych standardów, ale ostatnio firma ze Słowacji zajęła się rozbudową polskich ośrodków narciarskich i jest szansa na znaczny, szybki rozwój. Jeszcze trochę a kto wie, może to Austriacy, Włosi i Francuzi będą przyjeżdżać do nas na narty, a nie my do nich… 🙂
Dotarliśmy na szczyt, skąd mogliśmy podziwiać taki widok:
Schronisko na Skrzycznem:
Niektórzy na Skrzycznem zimy nie szukali, a wręcz przeciwnie, przygotowywali się do uprawiania sportów jak dla mnie dosyć letnich… Ja bym przy tej temperaturze w powietrzu zamieniła się w kostkę lodu po pięciu minutach 🙂 No ale mimo wszystko zazdroszczę – na pewno jeszcze kiedyś się paralotnią przelecę, bo mój jak dotąd jeden lot w życiu tylko zwiększył apetyt, zamiast go zaspokoić 🙂
W dół szliśmy czerwonym szlakiem do Buczkowic, żeby urozmaicić sobie trasę. Cała wycieczka z postojami i dłuższym odpoczynkiem w schronisku zajęła nam około 5,5h (niestety dokładnie czasu nie mierzyłam). Nasza trasa na mapie wyglądała tak – przy czym samochód został mniej więcej pomiędzy punktem początkowym i końcowym 🙂
Bardzo przyjemnie zacząć Nowy Rok od takiego orzeźwiającego spaceru. Oby cały 2016 dawał tyle pozytywnej energii, co ta krótka wycieczka 🙂 Tego Wam wszystkim życzę.
A Wy jak zaczęliście Nowy Rok? Dajcie znać 🙂
Jeśli podobał Ci się ten post, użyj przycisków na dole i udostępnij go na Facebooku, Twitterze, czy Google+! Dzięki!
Może Ci się też spodobać:
Spacer przez Czerwone Wierchy w Tatrach
Diablak uczy pokory. Jak nie zobaczyliśmy zachodu słońca na Babiej Górze
Bieszczady – tam, gdzie kończy się polska cywilizacja
[…] ani zielone, tylko ciągle białe, można wybrać się na krótszy spacer w niższe góry (Skrzyczne? Bieszczady? Babia Góra?). A potem latem podczas wycieczki do Zakopanego jednak opuścić […]
[…] do tego na spokojnie i powoli, to widoki na szczycie są tego warte 🙂 Więcej zdjęć z mojego zimowego wejścia na Skrzyczne w osobnym […]
[…] Na blogu przeczytasz też o moim noworocznym wejściu na Skrzyczne ze Szczyrku […]