Bucket list, czyli listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią tworzy wielu blogerów i z dumą skreśla z niej kolejne punkty. Inni znów uważają, że przecież to nudne jak flaki z olejem, że po co to wszystko zapisywać, że każda lista jest taka sama. Bo kto by nie chciał zarobić dużo pieniędzy, czy zobaczyć wieży Eiffla. Jeszcze inni powiedzą, że takie marzenia to możemy sobie mieć w głowie, ale one się i tak nie spełnią, więc po co tracić czas na zapisywanie tych głupot. Lepiej wziąć się do roboty, a nie zajmować się pierdołami.
Ale przecież to nieważne, czy Twoja lista będzie taka sama jak innych, czy może nie będzie miała ani jednego wspólnego punktu z żadną inną do tej pory powstałą. Nieważne, jak bardzo innym osobom wyda się nierealna. Ona ma być Twoja, sprawiać, że Tobie się będzie chciało wyskakiwać codziennie z łóżka.
Ja zabrałam się do tworzenia swojej (zobacz mój bucket list) po to, by uporządkować swoje myśli i cele – bo czasami wydaje mi się, że ja chcę zobaczyć i zrobić wszystko, i to jeszcze natychmiast. Często sama siebie muszę hamować, żeby nie zabierać się do kolejnej rzeczy – nie rozgrzebywać kolejnego języka obcego, nie planować pięciu podróży, nie zapisywać się na dziesięć różnych zajęć, nie planować trzydziestu blogowych projektów na raz. Raz, że zwyczajnie nie starczy mi doby i pieniędzy. Dwa, że jak rozgrzebię wszystko, to ani jednej z tych rzeczy nie zrobię porządnie, a przecież nie o to mi chodzi.
Poza usystematyzowaniem swoich celów, zauważyłam jeszcze jedną korzyść ze stworzenia tej listy. Wcześniej, jak tylko słyszałam, że ktoś leci na Islandię, jedzie do Rumunii, wybiera się zobaczyć fiordy albo jedzie nad Bajkał pojawiały mi się w głowie niezadowolone myśli „Przecież tam jest tak pięknie, DLACZEGO JA TAM JESZCZE NIE BYŁAM????!!!!! CHCĘMUSZĘJEDŹMYNATYCHMIAST”. Jak słyszałam, że ktoś mówi po włosku czy hiszpańsku od razu gdzieś w środku pojawiała się myśl „a dlaczego ja jeszcze nie mówię??!!!”. No nie mówisz, głupia babo, bo na razie opanowałaś angielski, rosyjski i uczysz się francuskiego i na włoski jeszcze nie przyszła kolej. Nie byłaś w tamtych miejscach dlatego, że w międzyczasie byłaś w wielu innych i akurat tam jeszcze nie dotarłaś. Bingo.
Stworzenie tej listy pomogło mi ogarnąć własną przerośniętą ambicję. Jeśli czujesz coś podobnego – koniecznie siadaj do spisania własnej! Nie zapomnij dopisać tam wymarzonych miejsc, które już odwiedziłeś, celów które już zrealizowałeś lub takich, które są w trakcie. Dzięki temu w końcu pochwaliłam samą siebie za to, co już udało mi się osiągnąć, zamiast ciągle denerwować się, że gdzieś jeszcze nie byłam i czegoś jeszcze nie umiem. Poza tym rozmiary tej listy dobitnie uświadomiły mi, że nie jestem w stanie tego wszystkiego zrobić już i natychmiast. Zawsze będzie coś, czego jeszcze nie zrobiłam – i to jest ok!! Nie należy tego traktować jak porażkę. Nareszcie dotarło 🙂 Wbrew pozorom i wbrew temu przed czym przestrzegają blogerzy przeciwni bucket listom, stworzenie go nie sprawiło to, że chcę od razu ślepo gonić za skreślaniem kolejnych punktów. Wręcz przeciwnie, pomogło mi wyluzować 🙂
Jest jeszcze jeden powód dla którego warto taką listę stworzyć, nawet jeśli nie masz zbyt wielu marzeń i nie masz problemu z przerośniętą ambicją.
Spisane marzenie staje się celem.