W grudniu zeszłego roku siedziałam przy tym samym biurku, w tym samym mieszkaniu. W tym samym pokoju, na tym samym krześle. Pisałam na tym samym laptopie, a na kolanach leżał mi ten sam kot. Za plecami na tym samym łóżku siedział ten sam mężczyzna pijąc herbatę w tym samym kubku.
Pozornie nic się nie zmieniło. Ale czy na pewno?
To był dobry rok.
Chociaż zaczął się bardzo trudnym czasem w moim długoletnim związku. W grudniu zeszłego roku siedziałam przy tym samym biurku zagubiona i nieszczęśliwa. Teraz uśmiecham się do siebie. Jestem pewna czego chcę. Wiem, że jestem w odpowiednim miejscu, z odpowiednim człowiekiem.
To był dobry rok. Spędziłam dwa miesiące w USA. Miesiąc podrózowałam z Adamem, zobaczyliśmy mnóstwo pięknych miejsc – Yosemite, Wielki Kanion, Kanion Antylopy, Bryce Canyon, Zion National Park, Las Vegas, Los Angeles. Poznaliśmy ciekawych ludzi, pierwszy raz spaliśmy pod namiotem. Odkryliśmy, że dobrze jest czasami pobyć tylko tu i teraz – bez zasięgu Internetu, telefonu, prądu. Tylko my i ognisko.
Drugi miesiąc pracowałam na wolontariacie na ranczu w Kalifornii. Zupełnie nowe doświadczenie dla mnie, stuprocentowego mieszczucha. Teraz już wiem, jak wygląda pisklak gołębia i że czapla je myszy. Wiem, że aby osiągnąć coś wielkiego, trzeba przejść przez stos (czasem dosłownie) gównianych obowiązków.
To był mój drugi wolontariat, pierwszy spędziłam ucząc w szkole podstaw finansów w Petersburgu w Rosji. Jestem o krok bliżej do realizacji swojego dużego celu – odbycia wolontariatu na każdym kontynencie.
To był dobry rok. Poza USA odwiedziłam też inne miejsca – Sztokholm na początku roku, Berlin pod koniec. Jeździłam na nartach, pływałam kajakiem i chodziłam po górach w naszej pięknej Polsce. Spełniłam swoje ciche marzenie – przyjść na dworzec i wsiąść do pociągu byle jakiego.
Rok temu bałam się wydusić z siebie słowo po francusku. Chociaż mój poziom spokojnie pozwalał już na podstawową komunikację, na samą myśl trzęsły mi się ręce i byłam cała mokra od zimnego potu. Przełamałam się i dzisiaj bez większego stresu jestem w stanie porozmawiać na wiele tematów. Nadal z mnóstwem błędów, bez odpowiednich słów. Ale przestałam się tym przejmować.
W tym roku zdobyłam tytuł magistra.
W tym roku dowiedziałam się, jak przeprowadzić trudną rozmowę. Bardzo, bardzo żałuję, że nie wiedziałam tego dużo wcześniej. Byłoby mi dużo prościej przejść przez wiele sytuacji, uniknąć sporej ilości stresu i płaczu. W tym roku popracowałam nad swoją organizacją czasu i znalazłam narzędzie, które pomaga mi pracować efektywniej.
To był dobry rok, chociaż nie wszystko poszło w stu procentach po mojej myśli. W tym roku nie znalazłam czasu, żeby czytać tyle książek, ile bym chciała, nie uprawiam tyle sportu, ile by się przydało. Nie słucham wystarczająco dużo audiobooków po rosyjsku.
Po spotkaniu blogerów podróżniczych w Cieszynie stworzyłam strategię rozwoju bloga. Wyznaczyłam sobie cele. Bardzo SMART, mierzalne, ambitne, określone czasowo. Nie udało się.
Wiedziałam co chcę osiągnąć, ale nie zaplanowałam jak to zrobić. Zapisane cele wisiały nad moim łóżkiem, ale trochę miałam nadzieję, że osiągną się same po serii zupełnie chaotycznych działań. Tak się nie stało.
Przemyślałam, dlaczego nie udało mi się osiągnąć tego, czego chciałam. Nadal nie jestem pewna, czy wiem, jak to naprawić. Ale mam wstępny plan.
Postanowienia i cele na 2017? Mam ich kilka. Ale najważniejsze jest takie, by za rok móc znów powiedzieć, że pozornie nie zmieniło się nic, że siedzę przy tym samym biurku, z tym samym kotem na kolanach i tym samym mężczyzną za plecami. Tyle, że jako trochę lepsza wersja samej siebie.
A co Ty chcesz powiedzieć o sobie za rok?
[…] zakończyłam osobiste podsumowanie 2016 roku. Dzisiaj faktycznie – siedzę przy tym samym biurku, na kolanach leży ten sam kot, w drugim […]