Wolontariat w Wietnamie. Przed wyjazdem do Tajlandii by uczyć angielskiego zastanawiałam się długo, który kraj Azji Południowo-Wschodniej wybrać. Poza Tajlandią w grę wchodziła też Birma i Wietnam. W efekcie zdecydowałam się na kraj, o którym mówi się, że jest „najłatwiejszym” startem w Azję.
Inaczej jednak zrobiła Renia – połówka bloga Przekraczając Granice. Renia spędziła 6 miesięcy na wolontariacie w Wietnamie, poznając jego atrakcje. Wyjazd ten był możliwy dzięki programowi Wolontariat Europejski (European Voluntary Service – EVS), jednemu z programów Unii Europejskiej skierowanemu do osób do 30 r.ż. Była to świetna opcja, a większość wydatków została pokryta przez UE, w tym zakwaterowanie, wyżywienie, transport, ubezpieczenie, szczepienie oraz nawet małe kieszonkowe.
Renia jednak zdecydowała się na wolontariat z zupełnie innych powodów. Zapraszam do przeczytania jej historii 🙂
Jak wyjechać na wolontariat za granicę? Poradnik krok po kroku
Wolontariat EVS w Wietnamie
Wolontariat w Wietnamie – jak wyjechać na EVS?
Już podczas studiowania poczułam ogromną potrzebę, by wyjechać za granicę i zrobić coś dobrego w innej części świata. Szukając inspiracji, znalazłam w Internecie informację o EVS i zachwyciłam się tym programem. Postanowiłam po studiach skorzystać z tej opcji.
Kontaktowałam się z różnymi organizacjami wysyłającymi i przeglądałam dziesiątki ofert. Aż w końcu na stronie Biura Karier mojej uczelni zauważyłam ogłoszenie wolontariatu zagranicznego do Wietnamu.
Zaaplikowałam i dwa dni później miałam rozmowę kwalifikacyjną z organizacją wysyłającą. Ostatecznie wybrali mnie!
Organizacja uprzedzała, że ten wyjazd jest dla osób, które nie boją się skromnych warunków życia, innego klimatu i półrocznej rozłąki z Polską. Brzmiało to dla mnie idealnie – zrobić coś pożytecznego i poznać kulturę Wietnamczyków. To była jedna z najlepszych i najbardziej pouczających decyzji w moim życiu.
Wolontariat EVS to konkretne zadania
Do moich zadań należała nauka języka angielskiego i wsparcie prac administracyjnych w biurze organizacji goszczącej. Najbardziej jednak byłam zaangażowana w koordynację projektów społecznych wraz z innymi wolontariuszami zagranicznymi i wietnamskimi.
To było wyzwanie, ale i niezwykła satysfakcja. Były to projekty realizowane w klubach studenckich, liceach, szpitalach, a nawet sierocińcu.
Jednym z projektów, które najcieplej wspominam, była organizacja festiwalu z okazji jednego z największych świąt w Wietnamie – Mid Autumn Moon Festiwal. Projekt ten był wyjątkowy, gdyż pojechaliśmy do jednej z wiosek w górach, odciętej od cywilizacji. Spałam na nagiej lodowatej posadzce bez karimaty i śpiwora, bez wody i prądu. I wiecie, że byłam najszczęśliwszą osobą, gdy zobaczyłam uśmiechy lokalnych dzieci? Bo to dla nich był ten projekt.
Zorganizowaliśmy piękne kolorowe występy i zabawy, a na koniec wręczyliśmy maluchom prezenty od darczyńców. Dary te zebraliśmy dzięki wcześniejszym akcjom fundraisingowym. Dzieci z tych górskich terenów posługiwały się innym językiem, niezrozumiałym nawet dla moich przyjaciół Wietnamczyków. To tam dowiedziałam się, że w Wietnamie jest ponad 50 oficjalnie uznanych mniejszości narodowych.
Ale uśmiech i serdeczna mowa ciała są językiem uniwersalnym i porozumiewaliśmy się z tymi szkrabami bez problemu.
Wolontariat w Wietnamie to nie tylko praca
Wolontariat to przede wszystkim LUDZIE – zarówno wolontariusze z innych państw, jak i społeczność lokalna.
Jestem niezwykle wdzięczna, że wietnamscy wolontariusze zapraszali mnie do swoich domów, tłumaczyli niuanse kulturowe i przybliżali bogatą tradycję ich niesamowitego kraju. Nie czułam się jak zwykła turystka, a jedna z nich.
Dzięki temu mogłam więcej zobaczyć, doświadczyć i zrozumieć. Chociażby dlaczego część Wietnamczyków (bo nie wszyscy) jedzą psy. Mieszkańcy zachodniej kultury uważają to za barbarzyństwo, a nie dostrzegają głębszej przyczyny.
Gdy byłam we wspomnianej wiosce w górach i zobaczyłam, jak bardzo uboga jest tutejsza dieta, zrozumiałam na własnej skórze. Mięso psa jest najzwyczajniej w świecie źródłem białka pochodzenia zwierzęcego. W tamtejszych rejonach uprawa jest bardzo ograniczona, a na inne mięso, np. bawołu, wiele rodzin po prostu nie stać. Pies jest tani w utrzymaniu i hodowli oraz świetnie adaptuje się do wielu warunków geograficznych.
Ta tradycja ma zatem początek w tych trudniejszych do życia regionach i obecnie jest wciąż kultywowana przez część obywateli. Poznałam Wietnamczyków, którzy uważają psy za członków rodziny, a także tych, którzy lubią smak ich mięsa. Jest to kwestia tradycji i innego postrzegania otaczającego świata. Ale nie tego „złego”, lecz odmiennego, którego korzenie dobrze jest poznać zanim się je skrytykuje.
Wolontariat EVS w Wietnamie – dlaczego warto
Wolontariat nie jest tylko przygodą usłaną różami. Mieszkałam w skromnych warunkach i znosiłam klimat Azji Południowo-Wschodniej. Podczas podróży na własną rękę pukałam w różnych godzinach od drzwi do drzwi z pytaniem o wolne łóżko, a bariery w komunikacji nie były mi obce.
Wolontariat nauczył mnie, że to nie są jednak problemy.
Warto być otwartym i elastycznym. Jeśli chcesz zrobić coś dobrego, zmiana, którą wprowadzasz, wynagrodzi Ci wiele. Rozwinęłam umiejętności, których nie uczą w szkole czy na uczelni, w tym przede wszystkim umiejętności interpersonalne, podejmowania inicjatywy, pracy w zespole międzynarodowym oraz świadomości różnic kulturowych. Oprócz pracy EVS-owy wolontariusz ma też czas na PODRÓŻOWANIE.
Skorzystałam z tego i zwiedziłam z plecakiem Wietnam z północy na południe, ale również sąsiedni Laos i Angkor Wat w Kambodży.
Jaka wróciłam po wolontariacie? Pełna energii i umiejąca motywować się nawet po latach. Pewna, że poradzę sobie w każdych warunkach. Jeszcze bardziej ciekawa świata, ale już nie osądzająca. Po prostu wyjedź na wolontariat, zrób coś dobrego dla innych i zajrzyj w głąb siebie.
O autorce: Renia z Przekraczając Granice. Pasjonatka podróży małych i dużych, najlepiej z plecakiem i w miejsca polecane przez lokalnych ludzi, a nie przez przewodniki turystyczne. Kocha pływać i ma bzika na punkcie wszystkiego o smaku czy zapachu mango. Wraz z Mikołajem tworzy blog podróżniczy Przekraczając Granice, a jako para włóczykijów poznali się oczywiście w drodze. Renię i Mikołaja możesz śledzić na Facebooku i Instagramie.
A jeśli spodobał Ci się post Reni, zapraszam do przeczytania innych gościnnych historii wolontariuszy 🙂
- Isabelle opowiedziała o swoim wolontariacie w Tanzanii
- James o niecodziennym wolontariacie na farmie alpak we Francji
- Elise o wolontariacie z dziećmi w Gwatemali
- Murat o wolontariacie w Kenii
- Arleta o wolontariacie w Izraelu
- Antonio o wolontariacie w Laosie
- Hania o wolontariacie na rajskiej wyspie w Kambodży
Sprawdź też ten przewodnik po organizacji wolontariatu za granicą. I użyj przycisków poniżej, udostępnij post na Facebooku, czy Twitterze! Dzięki! 🙂
Tak wolontariat to świetna przygoda i wspaniałe doświadczenie życiowe. Bardzo interesujący artykuł, który utwierdza, że podróże uczą tolerancji, zrozumienia różnic kulturowych, i człowieka w samym sobie.
Cześc, dzięki za komentarz. Dokładnie, chyba nie ma osoby, która żałowałaby decyzji wyjazdu na wolontariat 🙂