Wolontariat w Afryce. Ciągle nie mam własnego doświadczenia z wolontariatem na tym kontynencie. Jestem ograniczona czasem i możliwościami i chociaż po wolontariacie w Rosji, w USA i w Tajlandii mogę podzielić się sporym doświadczeniem, ciągle wydaje mi się, że to za mało. Wcześniej już poprosiłam polskich blogerów podróżniczych o pomoc – odpowiedzieli wtedy na pytanie, czy ich zdaniem warto wyjechać na wolontariat zagraniczny.
Teraz, żeby podzielić się z Tobą szerszym doświadczeniem, poprosiłam kolejnych blogerów, by opowiedzieli o swoich wolontariatach. 🙂
Dziś Isabelle z Boundless Roads opowie o wolontariacie w Tanzanii.
Wolontariat w Afryce – Tanzania
W marcu 2013 miałam okazję krótko pracować na wolontariacie w Peru. Spontanicznie zmieniłam wtedy swoje plany, by pomóc lokalnej organizacji przygotowującej pozalekcyjne zajęcia dla dzieci. To było tak wspaniałe doświadczenie, że postanowiłam zorganizować dłuższy wyjazd tego typu – tym razem chciałam zostać wolontariuszem w Afryce.
Pracowałam wtedy w korporacji i miałam ograniczoną liczbę dni urlopu. Byłam jednak zdeterminowana i poprosiłam szefową, czy mogę dostać miesiąc urlopu bezpłatnego, oprócz 15 dni zwykłego, które mi jeszcze zostały.
Opowiedziałam, co chcę robić i pokazałam zdjęcia dzieci, z którymi miałam pracować na wolontariacie w Tanzanii. Zgodziła się niemal od razu. Miałam świetną szefową – i jestem bardzo wdzięczna za jej wsparcie.
[Dorota: Czy Ty też chcesz poprosić szefa o bezpłatny urlop? Ten post może pomóc Ci przygotować się do tej rozmowy! Jak poprosić szefa o bezpłatny urlop na podróż]
Wolontariat w Afryce – Tanzania – zadania, wyzwania i wrażenia
Wyjazd zaplanowałam na listopad, 15 dni miałam spędzić na safari ze znajomą, a kolejne 4 tygodnie sama na wolontariacie w Afryce – w Arushy na północy Tanzanii. Wolontariat zorganizowałam przez międzynarodową organizację aktywną na całym świecie – IVHQ Volunteer. Siedzibę mają w Nowej Zelandii i organizują wyjazdy przez lokalnych operatorów – którzy załatwiają wszystkie formalności dla wolontariuszy, pozwolenie na pracę i zajmują się nimi na miejscu.
Wraz z innymi nowymi wolontariuszami, pierwszego dnia miałam spotkanie organizacyjne, na którym wytłumaczono nam, jak wszystko działa. Każdemu przydzielono miejsce pracy. Część wolontariuszy to były pielęgniarki, które miały pracować w szpitalu. Reszta wolontariuszy pracować miała w sierocińcach i szkołach.
Zapłaciłam 200 $ za pozwolenie na pracę – które w efekcie okazało się niepotrzebne. Nie trzeba go mieć jeśli pracujesz na wolontariacie mniej niż miesiąc. Gdzie podziały się moje pieniądze? Tego nigdy się nie dowiem. Witaj w Afryce… Nie przejmowałam się tym jednak. Miałam dobrą pracę, a mam nadzieję, że te pieniądze pomogły komuś zmagającemu się z absurdalnie niskimi płacami minimalnymi. Wolałam skupić się na swoim zadaniu.
Inną opcją jest poszukanie wolontariatu przez HelpStay, platformę łączącą gospodarzy i wolontariuszy. Nie pobierają opłat za żadne pozwolenia, ustalenia odbywają się między hostem, a wolontariuszem bezpośrednio.
Wraz z drugą wolontariuszką miałyśmy za zadanie pracować w szkole – czy raczej czymś, co miało przypominać szkołę. Musiałyśmy codziennie wychodzić z domów godzinę przed rozpoczęciem zajęć i iść przez wzgórza w Arushy by dotrzeć do szkoły.
Brudny budynek dosłownie się rozpadał. W szkole były 4 klasy i jeden nauczyciel, który często w ogóle się nie pojawiał. Do tego był też „dyrektor”, czasem też prowadzący zajęcia.
Później dowiedziałam się, że nauczycielowi płacono niesamowicie śmieszne pieniądze, a dyrektor był lokalnym wolontariuszem. Szkoła nie była oficjalną szkołą, ale instytucją założoną przez lokalne rodziny by zapewnić choć minimum edukacji dzieciom, które nie miały szansy na miejsce w państwowej szkole. Łamało mi to serce, tak samo jak dzieci proszące o zasponsorowanie im nauki w publicznej szkole.
Przydzielono mnie do klasy dzieci w wieku 10-14 lat. Było ich tylko czworo, z czego później jedna dziewczynka przestała się pojawiać. Gdy zapytałam co się stało, powiedziano mi, że była nosicielem wirusa HIV i trafiła do szpitala. To bardzo popularna choroba w Tanzanii. Była piękną dziewczynką z długimi, cienkimi dredami – a jej życie było zagrożone. Czułam się bezradna.
W klasie uczyć miałam wszystkich przedmiotów poza lokalnym językiem – suahili. Geografia, matematyka, angielski, historia, fizyka. Jak miałam to zrobić? Nie miałam pojęcia, ale nie szkodzi. Miałam kilka książek, do tego od razu poszłam do lokalnej księgarni i kupiłam podręczniki i zeszyty ćwiczeń dla uczniów.
Starałam się, ale nie jestem pewna na ile przyczyniłam się do poprawy ich edukacji.
Do tego dowiedziałam się, że mój wolontariat skrócony będzie do 3 tygodni, bo zbliżały się ferie świąteczne.
Niestety – nie uratuję życia w 3 tygodnie. Nawet nie w 3 miesiące. Może w 3 lata? Sama nie wiem.
Druga wolontariuszka uczyła najmłodsze klasy, najsłodsze 5-9 latki na świecie. Czasami, kiedy moi uczniowie odrabiali zadania ja szłam do innej klasy by pomagać. Z drugą wolontariuszką codziennie kupowałyśmy jedzenie dla dzieci i spędzałyśmy z nimi tyle czasu, ile mogłyśmy – rozmawiając, bawiąc się i przytulając je.
Tak, przytulając. Widać było, że ponad wszystko tym dzieciom brakuje czułości. Szczególnie najmłodsze chciały, byśmy jak najczęściej brały je w ramiona.
To było przytłaczające. Czułam, jakbym sama wyciągała z tego doświadczenia więcej, niż mogłam im dać.
Myślałam o tych dzieciach i ich przyszłości. Kto się nimi zajmie, jak my wyjedziemy? Zastanawiałam się, czy ten wolontariat w Afryce w Tanzanii rzeczywiście zmienia coś na lepsze, czy tylko karmi nasze ego – uspokaja sumienie, bo „zrobiliśmy co do nas należało”?
Przed wyjazdem poszłam do lokalnej szkoły publicznej sprawdzić ceny – zastanawiałam się, czy nie zasponsorować edukacji dla jednego z tych dzieci. Nie chciałam jednak wziąć na siebie takiej finansowej odpowiedzialności, a poza tym nie byłam nawet pewna, czy te pieniądze trafiłyby tam, gdzie powinny. Wiele organizacji wykorzystuje słowo „wolontariat”, by zarabiać na tym pieniądze. Jestem pewna, że tak nie było w moim przypadku, ale nie mogłam kontrolować wszystkiego, co dzieje się lokalnie. Słyszałam o sytuacjach, kiedy pieniądze przeznaczone na cele charytatywne trafiały do czyjejś kieszeni. Wolę poświęcić swój czas i wiedzę, niż dać pieniądze.
Pewnego dnia poszłam do sierocińca, gdzie pracowała moja znajoma. To było straszne, widzieć w jak złych warunkach żyją te dzieci – brud, brak higieny. Dzieci jednak wydawały się szczęśliwe, że są razem, że jest ktoś, kto się nimi opiekuje i przynosi im jedzenie. To przykład dla nas wszystkich.
Wolontariat w Afryce w Tanzanii – czy było warto?
Podsumowując, czy wolontariat to naprawdę dobra rzecz, czy może to biznes nazywany inaczej?
Ja myślę, że to faktycznie wspaniała rzecz. Wiele organizacji, wiele ludzi ma naprawdę dobre chęci, organizują wspaniałe programy i nawet jeśli jedno dziecko może na tym skorzystać i otrzymać lepszą edukację, lepsze życie – warto.
Znam ludzi, którzy poświęcają całe swoje życie, by pomagać innym i ja ich bardzo cenię. Nie musisz być taką osobą, by przyczynić się do zmiany. Nie ważne czy pomagasz komuś z rodziny w prostych zadaniach, czy pracujesz na wolontariacie w Afryce – tak czy inaczej przyczyniasz się do zmiany świata na lepsze.
Tak naprawdę nie ma znaczenia dlaczego to robisz. Czy chcesz coś zmienić, czy to dla własnego ego – to nadal coś dobrego. Pomagasz potrzebującym – i to jest dla mnie najważniejsze.
Isabella z Boundless Roads
Choć jestem Włoszką z urodzenia, w duszy mam Karaiby i jestem podróżniczką z powołania. Zostawiłam swoją pracę w korporacji by włóczyć się po Meksyku i całej Ameryce Łacińskiej – dzieląc się moim podróżniczym i życiowym doświadczeniem na blogu. Piszę o podróżach, diecie roślinnej i opowiadam inspirujące historie.
Facebook: Boundless Roads, Instagram: @boundlessroads
Jeśli myślisz o organizacji wyjazdu na wolontariat w Afryce lub w innym miejscu na świecie – sprawdź ten przewodnik: Jak zorganizować wyjazd na wolontariat za granicą?
Przeczytaj też inne posty gościnne na stronie:
- Murat opowiada o wolontariacie w Kenii
- James o niecodziennym wolontariacie w hodowli alpak we Francji
- Elise o wolontariacie w Gwatemali
- Arleta o wolontariacie w Izraelu
A jeśli poruszyła Cię ta historia tego wolontariatu w Tanzanii, użyj proszę przycisków poniżej i udostępnij post na Facebooku, Twitterze, czy Google+!
Kochana, prosze o rade z czego zyc? Marze by poswiecic sie dla innych, ziwedzac swiat rzucic etat. Moj partner jest w tym ze mna. Ale nie wiemy z czego zyc by sluzyc innym?
Masz moze jakies porady wskazowki?
Puki co zbieramy pieniadze na 50 tygodni w Tanzanii jako pomoc dzieciom.
Potrzeba okolo 50 tysiecy dla nas swojga na progrm wiec zapewne drugie tyle wypadalo by miec w kieszeni,
Bardzo prosze o wskazowki.
Pozadrawiam
Joanna
Cześć. Sama nigdy aż tyle czasu nie spędziłam na wolontariacie i cóż, kluczem jest… odłożyć/zainwestować dość pieniędzy, aby nie musieć pracować, a móc poświęcić się pomocy innym. Sama do tego dążę, ale jeszcze długa droga. Oszczędzam ile mogę, dzielę między swoje rózne życiowe plany i ambicje. Życzę Ci powodzenia!