Wolontariat w Ameryce Łacińskiej jest blisko szczytu mojej listy rzeczy do zrobienia w najbliższej przyszłości – ale póki co jednak nie mam własnego doświadczenia. W innych częściach bloga możesz przeczytać o moim wolontariacie w Rosji, w USA i w Tajlandii.
Dzisiaj jednak zaprosiłam Elise, która pracowała jako wolontariusz w Gwatemali, by podzieliła się z nami swoją historią. Elise pomagała dzieciom w nauce – a jednocześnie znacznie poprawiła swój poziom języka hiszpańskiego i przeżyła coś niepowtarzalnego!
Miłego czytania 🙂 A jeśli też masz w planie wolontariat za granicą, koniecznie przeczytaj poniższy przewodnik:
Jak wyjechać na wolontariat za granicą? Przewodnik krok po kroku.
Wolontariat zagraniczny w Gwatemali
Praca w organizacji tak pięknej i szczerej, jak Niños de Guatemala jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły.
Powód dla którego zdecydowałam się na wolontariat w Gwatemali sięga doświadczeń sprzed dwóch lat (2016). Wtedy odbyłam długą podróż po całej Ameryce Centralnej. Rozpoczęłam ją w Kostaryce i skończyłam w Meksyku. Wszystko mi się podobało – kultura, ludzie, atmosfera, sposób życia i cała idea bycia samemu w obcym środowisku.
Ale była jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju.
Jedyne, co robiłam to spałam, jadłam i podziwiałam piękno odwiedzonych krajów. Nie mówię, że to źle – w tych krajach turystyka jest jednym z głównych źródeł przychodu. Chciałam jednak dać od siebie coś więcej. Oprócz tego, chciałam poprawić swoją znajomość języka hiszpańskiego.
Z tą myślą wróciłam do domu, do Holandii.
Dwa lata później (2018) zdecydowałam się zrealizować swój plan. Zaczęłam poszukiwania organizacji w Ameryce Centralnej. Znalazłam Niños de Guatemala przez Internet i zdecydowałam się z nimi skontaktować.
Wolontariat w Gwatemali: Koszty
Organizacja spodobała mi się od samego początku. Z wolontariatem nie wiązały się bardzo duże koszty. Niños de Guatemala proszą o początkową wpłatę 250 euro – co brzmiało dla mnie sensownie.
Po pierwsze, w ten sposób wspieram organizację, a po drugie, dzięki temu mogli przygotować wszystko na mój przyjazd.
Za lekcje hiszpańskiego płaciłam około 100 dolarów tygodniowo, za zakwaterowanie trochę więcej – około 135 dolarów tygodniowo. Przeszukałam wiele opcji i ta cena wydawała mi się rozsądna.
Widziałam wiele organizacji, które wymagały dużo większego wkładu finansowego.
Nie czułam, że “płacę za wolontariat” – moja rodzina goszcząca zawsze przygotowywała dla mnie trzy wspaniałe posiłki dziennie i dbała o mnie, wiedziałam, że te pieniądze pójdą na edukację dzieci.
Co więcej, pieniądze które płaciłam za lekcje hiszpańskiego szły na konto organizacji Niños de Guatemala. Szkoła i organizacja nawiązały świetną współpracę. Nauczyciele również część swojej pensji oddawali organizacji.
Wolontariat w Gwatemali: Podróż
6 lipca przyleciałam do Gwatemali. Byłam tam w sumie dwa miesiące. Niños de Guatemala wszystko dla mnie zorganizowali. Jak wcześniej wspomniałam, chciałam też poprawić swój hiszpański. W ten sposób mogłam rozmawiać z Gwatemalczykami – zarówno z dziećmi jak i dorosłymi.
Niños współpracowali ze szkołą językową Cambio Language School. W Cambio Language School poza lekcjami hiszpańskiego, wolontariusze dostają zakwaterowanie. W ten sposób masz jeszcze więcej kontaktu z kulturą Gwatemali.
Pierwszego dnia wszystko było nowe i ciekawe. Na wtedy miałam zaplanowane prywatne spotkanie z koordynatorem Niños de Guatemala, który opowiedział mi, jak będzie wyglądał mój rozkład dnia, co będę robić i co warto zobaczyć w (pięknym) mieście Antigua.
Wolontariat w Gwatemali: Dzień z życia wolontariusza
Budzik dzwonił o szóstej rano. Włączałam prysznic i po pięciu sekundach rozmyślania o tym, jaki jest zimny – wskakiwałam pod wodę, myłam się szybko, ubierałam i podziwiałam piękne widoki dookoła. Śniadanie było gotowe o siódmej. Było inne każdego dnia.
Naleśniki z owocami i syropem, omlet, tortilla z kiełbaskami i pomidorem. Zawsze dostawałam też kubek kawy lub herbaty.
Za piętnaście ósma wychodziłam z domu i szłam na przystanek, przy dźwiękach trąbiących samochodów i z promieniami wschodzącego słońca na twarzy.
Wsiadałam do głośnego, ale zawsze ciekawego „chicken busa” i po dziesięciu minutach byłam w Ciudad Vieja. Miasteczko, w którym znajdują się dwie z trzech szkół Niños de Guatemala.
Pomagałam w klasach od około ósmej do wpół do pierwszej po południu – czytałam na głos hiszpańskie książki, pomagałam dzieciom pisać ich pierwsze słowa, uczyłam angielskiego. Popołudniu miałam lekcje hiszpańskiego.
Wracałam do domu około piątej i jadłam pyszny obiad.
Osobą, która stała za posiłkami była Doña Marielena. Wraz ze swoim mężem i trójką dzieci od dwudziestu pięciu lat zajmują się wolontariuszami. Wiedziała coś o każdym kraju – i to był jej sposób „podróżowania”.
Wracając do pracy – Ty, jako wolontariusz wiesz, jak ważna ta organizacja jest dla dzieci. One jeszcze tego nie wiedzą. Zarażają za to energią i radością. Do końca pobytu miały obsesję na punkcie mojego telefonu, kolczyków w uszach i w nosie.
Ciężko opisać słowami, jak wielką satysfakcję daje pomoc tym dzieciom i widok ich radości. To było wspaniałe doświadczenie – życzę im wszystkiego najlepszego na świecie i jeszcze więcej.
Pożegnanie po siedmiu tygodniach było wzruszające. Dzieci okazały mi mnóstwo wdzięczności za bycie ich nauczycielem. Jeden z chłopców, Christiaan nawet ubrał garnitur, bo chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie. Wtedy nie masz innego wyjścia, jak tylko się wzruszyć.
Całe doświadczenie było niesamowicie wzruszające.
Więcej o Elise:
Nazywam się Elise Spetter (23), mieszkam w Utrecht w Holandii. W czerwcu zdałam licencjat i skończyłam praktyki dziennikarskie. Jestem ciekawa wszystkiego, lubię odkrywać nieznane rzeczy. Szczególnie interesują mnie tematy związane z kulturą Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej, sportem i psychologią. W przyszłym roku wybieram się do Madrytu po jeszcze więcej języka, kultury i literatury hiszpańskiej. Mam nadzieję znaleźć tam ciekawą praktykę w międzynarodowej organizacji.
Mam nadzieję, że historia Elise Cię zainspirowała i zabierasz się do organizacji własnej podróży 🙂 Nie zapomnij zerknąć na ten przewodnik po organizacji wolontariatu za granicą – i baw się dobrze!
Do podzielenia się swoją historią z wolontariatów zaprosiłam też wcześniej innych! Ich historie możesz przeczytać tutaj:
- Isabelle opowiedziała o swoim wolontariacie w Tanzanii
- James o niecodziennym wolontariacie na farmie alpak we Francji
- Murat o wolontariacie w Kenii
- Arleta o wolontariacie w Izraelu
- Renia o wolontariacie EVS w Wietnamie
- Antonio o wolontariacie w Laosie
A jeśli spodobał Ci się ten post, użyj proszę przycisków na dole i udostępnij go na Facebooku, Twitterze i Google+! Dzięki!